środa, 19 lutego 2014

R8

   Po cichu przeszłam przez próg pokoju. Rodzice wreszcie dali za wygraną i przestali męczyć mnie setkami pytań o największe bzdury. Czy ich naprawdę interesuje tylko i wyłącznie szkoła? A może czerpią przyjemność z mojego zdenerwowania? Podczas obiadu myślałam, że rzucę w matkę talerzem pełnym jakiejś wstrętnej sałatki. Kiedy tylko przerzucili swoje wieczne problemy na Alexa, mojego brata, wyślizgnęłam się z kuchni i schowałam w swoim pokoju. Zrobiłam sobie mini trening, co skutecznie ukoiło moje skołatane nerwy. Po raz pierwszy w życiu zostawiłam lekcje i poszłam pod prysznic zaraz po ćwiczeniach. Dwadzieścia minut pod ciepłym, głośnym strumieniem parującej wody uciszyło moje sumienie i myśli. Czysta i sucha rzuciłam się na łóżko, przelotnie zerkając na zegarek. 21? Nie kładłam się tak wcześnie odkąd skończyłam 11 lat! Musiałam powiedzieć Nickowi o mojej decyzji, póki byłam zdecydowana. Leżałam spokojnie na brzuchu, modląc się o sen. Nie wiem ile to trwało, ale niedługo później jednak byłam już w tamtym świecie. Nie bałam się. Ani świetlistej kuli, ani ogromnych drzwi. Teraz, wiedząc co mnie czeka, szybko dostałam się do gabinetu Nicka. Zapukałam, a potem od razu otworzyłam drzwi, nie zważając na brak pozwolenia.
- Cześć, Nick. - wzięłam głęboki oddech. - Podjęłam decyzję.
- Witaj. - odrzekł, niespiesznie podnosząc wzrok znad książki. - Domyśliłem się.
- Nie chcę być jedną z was. Nie potrafię - spuściłam wzrok. - Przepraszam.
Wybiegłam z pomieszczenia, zanim Nick zdążył odpowiedzieć. Czułam, jak oczy napełniają mi się łzami. Przecież nie znałam tych ludzi, co więcej, nie wierzyłam w to co mówią, a nawet nie byłam przekonana czy nie są oni wytworem mojej chorej wyobraźni. Dostrzegłam Jasona na końcu korytarza. Jego twarz, taka idealna, nie mogła nie być prawdziwa. Chłonęłam ostre rysy wzrokiem, chcąc zapamiętać je na zawsze.
- Żegnaj. - wyszeptałam.
Zaciskając wilgotne oczy i mówiąc nauczone zaklęcie, czy cokolwiek to było, przeszłam przez drzwi.

   Następne dni stały się wyuczoną, martwą rutyną. Nie robiłam nic, poza słuchaniem muzyki i włóczeniem się - z obowiązku - do szkoły. Znajomi odsuwali się ode mnie. Nauczyciele nie rozmawiali i nie pytali na lekcjach. Psycholog szkolny omijał szerokim łukiem. Rodzina nawet nie zauważyła zmiany w moim zachowaniu. Jedyną osobą, która trwała przy mnie była Evelyn. Cicha, milcząca jak ja, siedziała przy mnie cały czas, nie odchodziła porozmawiać z innymi. Była. I mimo wszystko mnie wspierała.
Każdego wieczoru powracałam myślami do Akademii. Czy pamiętają o mnie? Czy ich w ogóle obchodziłam? Pytania z każdym dniem męczyły mnie coraz bardziej. Co noc moja poduszka była mokra od łez. Tak, płakałam. Każdej cholernej nocy myślałam nad moim wyborem i nad tym jaką jestem idiotką. Głowa mi pękała, ból był nie do zniesienia, ale nie to było najgorsze. Ból fizyczny zdołałabym znieść, lecz ten, który mi dokuczał, ulokował się w sercu. Rozrywał je na malutkie kawałeczki, przypominając o Sarah i jej niewypowiedzianej ofercie przyjaźni, o delikatności i opiekuńczości Nicholasa oraz, mimo woli, Jasonie. Nie mogłam pozbyć się wspomnień. Nie potrafiłam, ale też nie chciałam. Cierpiałam.
Nawet przez chwilę nie pomyślałam o tym, że coś mogłoby się zmienić. Dlatego, gdy po kilku dniach, albo tygodniach, nie wiem, straciłam rachubę, w szkole pojawił się ON, nie uwierzyłam. Myślałam, że jakimś cudem znalazłam się TAM.
Normalnym rytmem dnia ruszyłam do szkoły. Weszłam, skierowałam się do szafki i już zamierzałam ją otworzyć, kiedy poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Instynktownie wiedziałam, że jest coś nie tak, bo każdy omijał mnie wzrokiem, lecz zanim pomyślałam, odwróciłam głowę. Właśnie wtedy Go ujrzałam. Stał, oparty o jedną z pustych szafek na końcu korytarza, emanujący niezbitą pewnością siebie. Miał na sobie znajome, przetarte na kolanach czarne jeansy, skórzaną kurtkę i ciemno-szary T-shirt.
- Cześć, Sophie.
Byłam pewna, że te słowa kierował do mnie. Nie wiedziałam, jak to usłyszałam, a przez chwilę, czy w ogóle słyszałam. Zawsze miałam możliwość zrzucenia winy na mój chory mózg. Każdy chyba już zauważył, że jest coś ze mną nie tak, bynajmniej ostatnio. Widząc te szare oczy, patrzące wyzywająco w moją stronę, te same, przez które nie mogłam spać, zmiękły mi nogi, a oczy zasnuła wszechogarniająca ciemność. Mrok otoczył mnie swoimi ramionami, zabrał w krainę zapomnienia...

   Powoli wracała mi świadomość. Czułam pulsujący ból w skroniach, słyszałam jakieś przytłumione głosy, niczym rozstrojone radio i irytujące, miarowe plumkanie. Spróbowałam podnieść powieki, aby znaleźć źródło mojego rozdrażnienia, ale nic się nie wydarzyło. Wciąż widziałam czerń. Jeszcze raz zdobyłam się na wysiłek i spróbowałam poruszyć ręką, lecz to też nie dało skutku. Zalała mnie fala senności i po raz kolejny oddałam się w bezpieczne ramiona Morfeusza.
Drugie wybudzenie na szczęście dało efekt. Otworzyłam bardzo lekko oczy, by zaraz je zamknąć od ostrego światła. Usłyszałam krzyk brata.
- Mamo!!! Budzi się! Otworzyła oczy!
Usłyszałam szybkie, narastające kroki.
- Słonko, nic ci nie jest? Słyszysz mnie?
Niezauważalnie skinęłam głową. Znów podjęłam próbę otworzenia oczu, lecz ta znowu spełzła na niczym.
- Co się dzieje? - zapytał z niepokojem tata.
- Siiittttoooo... - Próbowałam powiedzieć "światło", ale tylko tyle wydostało się z mojego przesuszonego gardła.
- Co?
Jeszcze raz powiedziałam.
- Chyba chodzi o światło! Przecież tu jest strasznie jasno. - Bratu udało się rozgryźć mój bełkot i szybko wyłączył światło. Teraz jedynym, nikłym, jego źródłem stał się monitor obok mnie. Nareszcie mogłam spokojnie podnieść powieki.
- Cześć - wychrypiałam. - Co się stało? Gdzie jestem?
- Nie pamiętasz?
Pokręciłam ostrożnie głową.
- Zemdlałaś i uderzyłaś głową w róg otwartej szafki. Zemdlałaś, dopiero się obudziłaś - wyjaśnił mi łaskawie tata.
- A do tego masz dwa szwy! - wtrącił z entuzjazmem Alex.
- Aha. - Nie przejęłam się tym. Często moje wypadki kończyły się bliznami, to nie nowość.
Wspomnienia zaczęły napływać coraz większą falą. Jason. Szkoła. Ciemność.
- Pić - szepnęłam cicho.
Czułam, że nie mogę mówić, gardło piekło z każdym wdechem. Pielęgniarka, której wcześniej nie widziałam podała mi kubek. Gdy tylko poczułam wilgoć na spierzchniętych ustach, zaczęłam łapczywie pić. Opróżniłam naczynie do dna i poprosiłam o więcej. Łącznie wypiłam ze trzy albo cztery szklanki. Chwilę po tym ponownie zasnęłam.

Ze szpitala wypuścili mnie po dwóch dniach od wybudzenia, ale nieprzytomna byłam trzy. Był piątek, więc miałam cały weekend na przemyślenie sprawy. Przecież to niemożliwe. Jason? W mojej szkole? Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem było to, że wariuję.
Bałam się iść do szkoły. Bałam się tego, co mogę tam zobaczyć. Z gulą w gardle wyszłam z domu, a mój niepokój narastał z każdą chwilą. Niepewna tego, co może mnie spotkać, przekroczyłam próg budynku i skierowałam się do szafki. Nerwowo rozglądałam się na boki, ale nikogo szczególnego nie zobaczyłam. Odetchnęłam z ulgą. Na obecną chwilę, byłam bezpieczna. Wyjęłam książki i ruszyłam do sali 27 na angielski. Usiadłam w swojej ławce, pod oknem, trochę z tyłu. Jako jedna z trzech osób byłam sama w ławce. Odłożyłam książki, włożyłam słuchawki, zamknęłam oczy i pogrążyłam się w krainie marzeń. Układałam sobie w myślach solówkę, niedługo mój pierwszy konkurs. Po kilkunastu minutach ostry dźwięk dzwonka wybudził mnie i zaczęła się lekcja. Pani Openflow omawiała niedawne sprawdziany i sprawy bieżące, a mnie ani trochę to nie interesowało. Zapatrzyłam się na park za oknem. Dzieci biegały i rozrabiały, a matki ze szczęśliwymi uśmiechami rozmawiały obserwując swoje pociechy. Wszystko to wydawało się bardzo odległe od mojej samotni, krainy smutku, bólu i rozpaczy. Po raz kolejny coś przerwało moje przemyślenia, tym razem trzaśnięcie drzwi. Spojrzałam w tamtym kierunku i wtedy świat się zatrzymał. Byłam tylko ja i TE szare oczy. Ciszę przerwała anglistka.
- Witaj, Jasonie.
- Dzień dobry - odpowiedział z czarującym uśmiechem.
- Co jest powodem twojego spóźnienia?
- Musiałem odprowadzić siostrę do przedszkola.
Na twarzy Pani Openflow pojawił się pełen rozmarzenia uśmiech. Każdy w szkole wiedział, że kocha dzieci, więc to co zrobił Jason, było ciosem poniżej pasa. Pewnie zabijał bestie, demony czy co, kłamca.
- No dobrze, usiądź gdzieś.
Chłopak rozejrzał się po sali. Były trzy wolne miejsca, w tym obok mnie. Udałam, że coś piszę, aby nie musieć patrzeć na niego. Usłyszałam kroki. Podniosłam oczy i ujrzałam Jasona obok mnie.
- Mogę?
Moje serce stanęło.
- Tak.
Usiadł i przyłączył się do lekcji jak gdyby nigdy nic. Po kilku chwilach wrócił mi rozsądek. Sięgnęłam po notatnik i wyrwałam kartkę.
Co ty tu robisz?! 
Chodzę do szkoły.
Ale dlaczego tutaj? 
Bo ty tu jesteś. Musimy cię chronić, pamiętasz? A przy okazji chciałem wrócić do szkoły. - Pisząc to powstrzymywał śmiech.
Z czego się śmiejesz?!
Z ciebie. Z twojej reakcji.
Jesteś wredny.
Wtedy zauważyłam Panią Openflow kierującą się w naszym kierunku. Cicho szepnęłam "chowaj!" do Jasona i wcisnęłam mu karteczkę w rękę.
- Coś się dzieje?
- Nie, nic. A powinno? - odpowiedziałam.
Nauczycielka zmrużyła oczy i wróciła do swojego biurka. Odetchnęliśmy z ulgą. Anglistka znana była też ze swoich surowych kar. Powróciliśmy do omawiania dziewięciu kegów piekła, ale nie mogłam się skupić, bo mój współlokator wciąż chichotał.
Na przerwie na lunch, chłopak miał już grono wielbicielek. Gdy poszedł po jedzenie, zajęły mu stolik dookoła, stoliki obok, a na dodatek stały z nim w kolejce do bufetu przekrzykując siebie nawzajem radami co do posiłku. Widząc to chciało mi się śmiać, po raz pierwszy od wielu dni, więc znalazłam odosobnione miejsce ze świetnym widokiem na całą salę, a w szczególności na stół Jasona. Patrzyłam, jak chłopak wybiera sobie kanapkę z kurczakiem, dwie babeczki, colę, płaci i siada. Tłum adoratorek momentalnie zjawił się obok. Każda próbowała zwrócić na siebie uwagę, a Sekta Natalie - tak nazywamy najlepsze pseudoprzyjaciółki " Królowej Szkoły" Natalie, której ojciec jest sponsorem większości imprez w placówce - świeciła swoimi cyckami tuż przed jego twarzą. Przyglądając się im, ledwo powstrzymałam śmiech, a z oka poleciała mi pojedyncza łza. Chwilę potem podchwyciłam jego spojrzenie. Wyrażało komiczne cierpienie i błaganie o pomoc. Uśmiechnęłam się wrednie i powiedziałam bezgłośnie : " Nawet na to nie licz" po czym wyszłam ze stołówki. Poszłam do szafki po coś słodkiego i zadowolona rozsiadłam się na krześle w sali od chemii. Nagle zauważyłam małą babeczkę w rogu ławki.
Szkoda, że uciekłaś. Chciałem ją dać osobiście, ale nie miałem jak do ciebie podejść (mogłabyś zacząć współpracować). Jutro zajmij mi miejsce! Jason.
Zachichotałam. To było słodkie, ale dobrze mu tak. Spróbowałam prezentu i poczułam w ustach znajomą czekoladę z nadzieniem czereśniowym. Nie wiem skąd wiedział, że to mój ulubiony smak, może zgadywał, ale mimowolnie zarobił u mnie plusa.

czwartek, 6 lutego 2014

R7

Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. To był tylko sen. Sen. Sen. Do jasnej cholery, to był tylko pieprzony sen! Doskonale wiesz, że nie - szeptał cicho jakiś głosik w mojej głowie. No jak to nie, jak tak! Dziewczyno ogarnij się. Chyba runa na twoim nadgarstku mówi sama za siebie. Co? Spojrzałam na w dół. Czarny znak odcinał się od jasnej skóry mojej ręki. Nadal nie wierzysz, złotko? To wszystko: Nick, Jason, Łowcy, Sarah i reszta... jest realne. Na wyciągniecie ręki. Jedno twoje 'tak', a staną się oni nieodłączną częścią ciebie. Jedyne co będziesz musiała poświęcić, to normalne życie, którego i tak nie lubisz. Ograniczyć kontakty z rodzicami i kolegami, a na szkole ci nie zależy. Masz 18 lat, jesteś dorosła, masz prawo jazdy, wykształcenie na odpowiednim poziomie. Przecież napisałaś już egzamin końcowy na 98%. Odrobina Łowczej hipnozy i ci zaliczą, nie będziesz musiała zdawać ostatniej klasy! Zaczniesz nowe życie. Czyż nie tego pragniesz? Przygody, trochę adrenaliny, spontaniczności, a nie poukładanego aż do porzygu każdego dnia! NIE! Nie, nie, nie , nie! Zaczęłam szarpać włosy w nadziei, że ból zagłuszy ten irytujący głosik.
- Wyjdź z mojej głowy! - krzyczałam - To moja decyzja, zostaw mnie w spokoju!
Podczas gdy ja szalałam, do mojego pokoju wpadli rodzice.
- Sophie, co jest?
Wtedy ich zauważyłam. Niedobrze. Bardzo źle.
- Ni- ni-nic. Zły sen i tyle. Możecie wyjść? Byłabym dozgonnie wdzięczna.
- Dobrze. Gdyby coś, jesteśmy w jadalni. Gdybyś chciała pogadać...czy cokolwiek.
- Okej.
No jasne. Uwaga, bo jeszcze przyjdę. Uwaga, bo was coś to interesuje. W głębi serca macie nadzieję, że nie przyjdę i dam wam święty spokój. Srajcie się. Powoli wstałam i podeszłam do toaletki. Przejrzałam się w lustrze. Z odbicia spoglądała na mnie inna osoba. Miała podpuchnięte oczy, roztrzepane włosy, ręce się jej trzęsły. To na pewno nie byłam ja. Ja, Sophie. Poukładana, zawsze ze świeżym makijażem, w idealnie skrojonych i wyprasowanych ubraniach, mająca zawsze odrobioną pracę domową, będącą zawsze przygotowaną na sprawdzian i na każdą niespodziewaną okoliczność, a na dodatek zawsze wiedzącą co się wokół niej dzieje i jaką decyzję powinna podjąć. To nie mogłam być ja. Po prostu nie mogłam.
Mam jeden dzień na wybranie jakie życie chcę dalej wieść. Czy zostać tutaj i nadal być wzorową obywatelką, czy może stać się niebezpieczną, pełną niespodzianek Łowczynią? Status rozwiązania problemu: nadal nie wiem.
Szybko się ubrałam i zbiegłam ze schodów. W locie złapałam kanapkę i wyszłam z domu. Do szkoły wybrałam okrężną drogę, miałam jeszcze bardzo dużo czasu do lekcji i jeszcze więcej spraw do przemyślenia. Szłam wolno, pogrążona w myślach. Ludzie na chodniku omijali mnie, widząc moją ' nieobecność'. Po pewnym czasie stanęłam przed drzwiami budynku. Musisz tam wejść, Soph - powiedziałam sobie. Nic już nie będzie takie samo, przynajmniej dzisiaj, aż do podjęcia decyzji. Szybkim krokiem wbiegłam po schodach i przeszłam przez drzwi. Skierowałam się w stronę mojej szafki. Gdy wyciągałam kluczyk, przede mną stanęła Evelyn.Przyjaźnimy się od lat, ale nie miałam ochoty z nią dzisiaj rozmawiać. Ani z nikim.
- Hej, co się dzieje z tobą? Czemu nie odbierasz telefonu?
Ups. Zapomniałam. Wyłączyłam go wczoraj i nie włączałam. Z resztą nie miałam takiego zamiaru.
- Rozładował się.
- To trzeba było naładować.
- Słuchaj, Ev, dzisiaj nie mam humoru, jasne?
- Aha. Okej. Jak ci się poprawi, to zadzwoń.
Pocałowała mnie w policzek i poszła. Za to ją kocham. Nie naciska na mnie, daje mi czas na ogarnięcie się.
Lekcje minęły rutynowo. Do nikogo się nie odzywałam, nikt nie odzywał się do mnie. Nie wiem jak innym, ale mnie to było na rękę. Dzięki temu, nie musiałam się tłumaczyć z dziwnego zachowania. Obserwowałam ludzi, moich przyjaciół, którzy mnie kochają, z którymi wiązałam plany. Nie mogłam zostawić ich tak po prostu, ot tak. Wróciłam do domu z mocnym postanowieniem odrzucenia propozycji zostania Łowczynią.

środa, 5 lutego 2014

R6

CO?
- Jaka inicjacja?
- Normalna.
Zaraz go uduszę.
- Jak ona przebiega? - zapytałam przesłodzonym głosem.
- Tajemnica zawodowa! - zaśmiał się - Wracamy?
- Okej.
Przeszliśmy jeszcze kawałek i znów znaleźliśmy się przed drzwiami gabinetu Nicka.
- Gotowa?
- To na milion procent nie jest sen?
- Nie.
- To chyba jestem.
Chłopak pchnął drzwi i mnie przepuścił. Pięć par oczu skierowało się w naszą stronę.
- Eee... cześć.
- Witaj z powrotem. Ochłonęłaś już trochę? - zapytał nieśmiało Ryan - Nikt nie chciał cię przerazić...
- Spokojnie, jest OK - uśmiechnęłam się.
- Sophie - zaczął Nick - musisz podjąć decyzję. Albo zostajesz Łowczynią, albo wracasz do normalnego życia. Oczywiście będziemy cię chronić.
- Chwila, moment, co? Jak to chronić?
- Gdy tylko jakaś osoba wykazuje cechy charakterystyczne dla Łowców, ma potencjał, jedno z nas zawsze trzyma wartę, mającą na celu chronić ją przed demonami.
- Demony są w Podziemiach, sam tak mówiłeś...
- Nie wspomniałem, że na powierzchni też?
- Nie! - pisnęłam cichutko.
- Demony występują również na Ziemi. Przybierają postacie zwykłych ludzi, rzadziej zwierząt, i polują.
Nagle coś mnie tknęło.
- Czy ciocia Emily....?
- Tak.
Zanurzyłam się głębiej w kanapie. Moja ciocia okazuje się demonem, który chciał mnie zabić. To chyba jakiś żart.
- Soph... musisz podjąć decyzję.
- Teraz? Czy mogłabym dać ją... na przykład jutro? - zapytałam z nadzieją.
- Tak.
- Dziękuję - odetchnęłam z ulgą - Kiedy wracam?
- A kiedy chcesz? - zabrał głos Jason.
- Jak najszybciej - szepnęłam.
- Dobrze. Sarah...?
- Jasne.
Brunetka szybko podniosła się z fotela. Podeszła do drzwi i wyszłyśmy na korytarz.
- Jak to jest...być Łowczynią?
Nie mogłam już powstrzymać tego pytania.
- Fajnie. Te wszystkie dodatkowe moce plus to czego się uczymy... cool.
- Czyli strach jest nie na miejscu? - zachichotałam.
- Stanowczo nie! - zawtórowała mi.
Szłyśmy tak, plotkując, żartując i opowiadając o sobie. Doszłam do wniosku, że wraz z Sarah jesteśmy do siebie bardzo podobne, a pomimo tego różne.
- A chłopcy? Jacy są? - zapytałam.
- Hm... Mark to komputerowiec, ale nie daj się zwieść. Jest mistrzem tajnych planów i akcji. Ryan za to doskonale wtapia się w tło, udaje inne osoby i ogłusza. To lubi najbardziej! - znów śmiech - A Jason.... on jest inny. Tajemniczy. Nikt z nas do końca nie potrafi go rozpracować, ale wszyscy go kochają. No i jest najlepszy w walce. Żadne z nas nigdy go nie pokonało, nawet Nick. Na dodatek jest bystry jak cholera, czego chorobliwie zazdrości mu Mark, który opiera się jedynie na planach i dowodach podstawionych pod nos.
- A Mandy? Czy ona zawsze jest taka chłodna?
- Nie, tylko dla nieznajomych. Onieśmiela urodą, fakt, ale to cudowna przyjaciółka.
- Ufff... już się bałam - teatralnym gestem otarłam czoło.
Akurat stanęłyśmy przed drzwiami.
- Sarah... co się dzieje z ciałem, gdy ja znajduję się tutaj?!
- Przed inicjacją zostaje ono na Ziemi, ale po, przenosi się tutaj wraz z przejściem przez pokój.
- Tak po prostu?
- No tak - wzruszyła ramionami - Nikt ze Śmiertelnych tego nie zauważa, bo inicjacja wpływa na wspomnienia i myślenie osób, które cię znają. Nie będzie ich obchodzić to, że znikasz.
- Jak to?
- W sensie, wiesz. Nie będzie ich to dziwić, zajmą się sobą. Wyślesz im telepatycznie jakąś historyjkę, którą będą opowiadać dookoła i tyle.
- Aha.
- Dobra, czas iść.
- Jak mam się stąd wydostać?
Sarah wyciągnęła z botka jakieś coś wyglądające jak długa igło - różdżka.
- Wyciągnij rękę.
Zrobiłam co mi kazano. Dziewczyna przyłożyła mi przedmiot do nadgarstka i coś narysowała.
- Trzymaj. Teraz musisz zrobić taki ruch rękoma - zaprezentowała - i powiedzieć kalizjah.
- Okej. Chyba kapuję.
- To do jutra!
- Cześć.
Odwróciłam się w stronę drzwi, wykonałam polecenia Sarah i wróciłam do swojego świata. Ale czy na pewno to mój świat?

poniedziałek, 3 lutego 2014

R5

- Chwila, moment. Czy dobrze zrozumiałam? Uważacie mnie za jakąś super Łowczynię bestii, która ma jakieś super zdolności i w jakiś super sposób ma uratować wasz cholerny świat? Hahahaha, dobre sobie. Żegnam państwa, nie chcę uczestniczyć w tym szalonym zebraniu cyrkowców.
- Sophie!
- Nie dam robić z siebie idiotki! Nie ma takiego czegoś, magia nie istnieje, to wszystko jest cholernym snem!!! - Wybiegłam z gabinetu, nawet nie oglądając się za siebie.
Nie chciałam aby za mną szli. Bałam się tego, co mogłabym usłyszeć. Skręciłam ostatni raz w lewo i przysiadłam na posadzce. Nie wiedziałam gdzie jestem, miałam problem ze złapaniem oddechu.  Schowałam głowę między kolana, a z moich ust nagle wydobył się histeryczny śmiech. Przecież to niemożliwe. Moi rodzice to zwykli ludzie, niby jak mieliby pochodzić z pradawnej rodziny Łowców? Mama dentystka, tata wykładowca biologii na uniwersytecie. Nic nadprzyrodzonego. Nic nienormalnego. Nic niepokojącego, wskazującego na ową "inność". Nie usłyszałam kroków nadchodzącego Jasona. Chłopak przykucnął naprzeciw mnie i podniósł twarz tak, abym go widziała, a on mnie. Otarł łzę spływającą po moim policzku, która nie miała prawa się pojawić.
- Hej, mała, co jest?
- No nie wiem, pewnie nic. Wcale mi się świat nie wali. Nawet nie wiem czy mogę wam wierzyć. Przecież nie ma takiego czegoś jak wampiry, demony, ani tym bardziej magia!
- Czyli uważasz, że jestem nieprawdziwy?
- Nie to nie tak... Widziałam cię tam, w kafejce.
- No właśnie, a teraz widzisz mnie tu. Czemu nie chcesz uwierzyć?
- Bo to niemożliwe!
- Spójrz.
Wyjął nóż i przyłożył sobie do zgięcia łokcia. W jednym momencie zrozumiałam, co chce zrobić.
- Nie! - szepnęłam.
- Czekaj...
Patrzyłam, jak rozcina sobie ramię. Krew kapała na posadzkę, a on nic sobie z tego nie robił. Sięgnął do kieszeni i wytarł chusteczką ramię. Nagle rana zaczęła się zasklepiać. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Po kilku sekundach z rozcięcia zostało tylko drobne zaczerwienienie.
- Nadal nie wierzysz?
- Jak....?
- Jesteśmy pół wampirami, pamiętasz?
- Och. Racja. Ale to przecież jest sen.
- Nie.
- Tak.
- Nie. Jak mam ci to udowodnić?
- Nie wiem.
Nastała cisza. Żadne z nas się nie odzywało.
- Chcesz się przejść? - szepnął Jason.
- Tak, chętnie.
Chłopak wstał i podał mi rękę. Ruszyliśmy korytarzem, a ja, nie mogąc powstrzymać pytań cisnących mi się na usta, zaczęłam rozmowę.
- Jakie.... moce mają Łowcy?
- Jesteśmy szybsi, silniejsi od innych, trudniej nas zranić, a nasze rany goją od razu. Widzimy w ciemnościach i jesteśmy artystami. Wiesz, piszemy, rysujemy i takie tam. Do tego umiemy hipnotyzować oraz mamy zdolności telepatyczne. No i do tego nieśmiertelność. Poza tym, zwykli z nas ludzie.- przerwał na chwilę - Nie zauważyłaś, że lubisz chodzić w nocy? Że prawie w ogóle nie chorujesz? Że jesteś najzwinniejsza w szkole, a z zajęć artystycznych oraz angielskiego masz najlepsze oceny? Nie wmówisz mi teraz, że nie.
Zamurowało mnie. Miał rację we wszystkim.
- Widzę, że właśnie uświadamiasz sobie prawdę, czyż nie? - zapytał ze złośliwym uśmieszkiem.
Miałam ochotę mu przywalić w tą uśmiechniętą twarz. Mój świat się wali, a on śmieje!
- Spadaj. - Tylko na tyle było mnie stać.
- Nigdy.
- Czy... to prawda? Jestem jedną z was?
- Tak. Nie. To skomplikowane. Jak się tu dostałaś?
- Normalnie. Poszłam spać i nagle byłam w jakimś ciemnym Pokoju, jak to nazwaliście, i kula światła weszła we mnie.
- Weszła w ciebie?
- No tak, chyba wiesz o co chodzi. Znalazłam się przed drzwiami do Akademii, przesunęłam ręką po tych znaczkach...
- Runach.
- .... i  weszłam. Znalazłeś mnie i koniec historii.
- Ciekawie. Nikt nie umie wejść sam do Akademii, chyba że jest Łowcą.
- Przed chwilą mówiłeś, że jestem. 
- Nie do końca. Musisz przejść inicjację, o ile chcesz zostać jedną z nas.